15 kwietnia 2014

8. Melissa

Chodziłam bez celu po Londynie. Zastanawiałam się gdzie może być Blake, a ona może być dosłownie wszędzie. Zatrzymałam się przed cukiernią. To była cukiernia mojej mamy. Po śmierci wykupił ją jakiś facet. Czasem przychodziłam tam i pomagałam. Pracownice są bardzo miłe. Praktycznie wychowywałam się tam. Wróciłam do rzeczywistości i powędrowałam dalej.  Po paru minutach dotarłam do akademika. Weszłam do pokoju i postanowiłam się odświeżyć. Wyjęłam z mojej jakże poukładanej szafy pierwsze lepsze ciuchy. Otworzyłam drewnianą powłokę i znalazłam się w łazience. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i zrzuciłam z siebie ubrania. Wsunęłam się pod delikatnie ogrzewający strumień. Krople spływały po moim ciele leczniczo. Poczułam chęć do dalszych, codziennych, życiowych problemów. Wzięłam waniliowy balsam i kolistymi ruchami wmasowałam go w skórę. Po chwili sięgnęłam po puchowy ręcznik wiszący obok. Owinęłam się nim i stanęłam przed lustrem. Spojrzałam sobie prosto w oczy. Zastygłam na parę minutach. Ocknęłam się i  ubrałam bieliznę potem spodnie i koszulkę. Włosy wysuszyłam suszarką zostawiając je w spokoju. Rzęsy musnęłam mascarą, a powieki pokryłam czarnym cieniem.
Wyjęłam z szafki czarny lakier do paznokci i wyszłam z pomieszczenia. Założyłam czapkę leżącą na łóżku i usiadłam na nim. Małą buteleczkę postawiłam na stoliku nocnym. Odkręciłam ją i zaczęłam malować paznokcie. Zajęło mi to parę minut. Podeszłam  do okna śmiesznie wymachując rękami w lakier się wysuszył. Zauważyłam Blaily. Usiadłam, więc na krześle wyczekując aż wejdzie do pokoju. Do moich zalet nie należy cierpliwość toteż wróciłam do pomieszczenia obok.  Ani się nie obejrzałam, a Shelley siedziała na łóżku.
-Blake? Jak się czujesz? - wyszłam do niej i od razu się przytuliłam. Jak zawsze zresztą.
-Szczerze mówiąc, świetnie. Jest po prostu idealnie - odpowiedziała. Zrobiło mi się przykro i po prostu wyszłam. Krążyłam uliczkami Londynu i znowu moje nogi zaprowadziły mnie do cukierni.Pociągnęłam za klamkę przeźroczystych drzwi. Usłyszałam charakterystyczny dzwonek , który otarł się o szklaną powłokę. Poczułam dobrze znany mi zapach drożdżówek cynamonowych. Zaciągnęłam się oparami z ciastek. Podeszłam bliżej lady i posłałam w stronę kobiety szczery uśmiech. Ona na mój widok odwzajemniła go.
- Witaj Mel. Dawno do nas nie zaglądałaś. Stało się coś? - zaczęła rozmowę.
- Przepraszam. Nowy rok szkolny co wiąże się z nowymi obowiązkami, nauką. Do tego jeszcze mój przyjaciel trafił do szpitala - zaczęłam wyliczać na palcach po czym westchnęłam .
- Co z nim? - wyszła zza lady.
- Ogólnie to potrącił go samochód i do tego stracił pamięć - posmutniałam mówiąc o tym.
- Przykro mi. To może na pocieszenie zrobisz szarlotkę? - spojrzała na mnie z promiennym uśmiechem.
- Jasne. Jeśli to możliwe - objęłam kobietę, która zaprowadziła mnie do pomieszczenia obok. Moim oczom ukazała się kuchnia. Nie zmieniła się ani trochę. Po chwili namyśleń zabrałam się za pieczenie. Oczywiście nie byłam sama. Były jeszcze dobre znajome mamy. Jednak nie zwracały na mnie uwagi. Ah to wszystko przez tego durnego szefa. Zabrałam się do roboty. Wzięłam produkty na parę porcji. Wymieszałam wszystkie składniki sypkie gdy do kuchni weszła Maura.
- Zapomniałam. To jest fartuch twojej mamy - podała mi kawałek materiału.
- Dziękuję - zabrałam go i założyłam na siebie. Zabrałam się do dalszej pracy. Gotowe ciasto wyłożyłam na blachę i wysmarowałam jabłkami po czym wstawiłam je do pieca. Odczekałam 20 minut i był gotowe. Zawołałam kelnerkę i wystawiła mój wypiek na ladę. Oprószyłam resztę cukrem pudrem gdy ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się, a za mną stała kobieta z mąką w ręce. Niestety wpadłam na nią. Byłyśmy całe białe i zaczęłyśmy się śmiać. Jednak ktoś dalej mnie wołał.
- Mel choć szybko. Klient cię prosi - wpadła do pomieszczenia Maura.
- Już idę - odpowiedziałam kierując się w jej stronę wycierając twarz. Podążałam za kobietą. Stanęłam za ladą, a moim oczom ukazał się Zayn.
- Co ty tu robisz? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Jem szarlotkę w końcu jestem w cukierni - wskazał ręką pomieszczenie.
- To wy się znacie? - wtrąciła Maura.
- Tak to mój... - nie zdążyłam dokończyć.
- Przyjaciel - wepchnął mi się w pół słowa.
- Dobrze Zayn może jeszcze szarlotki jeśli prosiłeś o osobę która wykonała ją - dodała.
- Ja już podziękuję, ale pozwoli pani abym zabrał szarlotkę dla Nialla. Mel także - uśmiechnął się szeroko.
- Jasne już pakuje - powiedziała uradowana Maura. Ja spojrzałam na mulata  i wróciłam do kuchni po moje rzeczy. Przejrzałam się w lustrze i wyszłam do Malika. Kobieta wręczyła mi do ręki zapakowane smakołyki i wyszliśmy na zewnątrz. Złapałam czekoladowookiego pod ramie i ruszyliśmy przed siebie.
- Skąd znasz Maurę? - odezwałam się pierwsza.
- To mama Nialla - powiedział.
- Ale jak to. Znam ją tyle lat i nic o tym nie wiem?- stanęłam w miejscu i czekałam na wypowiedź chłopaka.
- Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz -  wzruszył ramionami i poszedł przed siebie. Weszliśmy do akademika i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Otworzyłam orzechową powłokę i naszym oczom ukazały się ciuchy Blake. Były dosłownie wszędzie, ale to żadna nowość. Położyłam ciasto na stole i się rozebrałam. Hmm. Blaily jest w łazience. Podeszłam bliżej. Bingo. Proszę o brawa dla mnie. Zabrałam smakołyk i bez wahania weszłam do środka. Jednak coś stanęło mi na przeszkodzie.
- Ups - powiedział przez śmiech ciemnowłosy.
- Przepraszam - zakryłam dłońmi usta. Mój wypiek znajdował się na nagim torsie blondyna, który zlizywał puder ze swojego ciała.
- Czy ja przypadkiem nie dostałem takim ciastem wcześniej? - podniósł głowę oblizując palce.
- Może ... - sięgnęłam po ręcznik, który podałam niebieskookiemu.
- Ekhem - chrząknęła Shelley, która siedziała w wannie.
- Ja tu jestem. Naga, a piany coraz mniej. Czy moglibyście... - założyła ręce na piersi.
- Tak. Już nas nie ma - wypchnęłam ich na zewnątrz zamykając drzwi. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki, a ona posłała w moją stronę złowieszcze spojrzenie.
- Dobra ja też już sobie idę - wychodząc pokazałam jej język. Z uśmiechem na twarzy opuściłam pomieszczenie jednak to co zobaczyłam nie było normalne.

***
Tak mi przykro że taki cholernie do dupy.
Ugh.
Przepraszam.
Następny będzie niesamowicie idealny jak zawsze.
Ps. Przepraszam za błędy.
Mel ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz